wtorek, 16 lipca 2013

wszystko.

zapewne połowa zniknie, bo tyle minęło. systematyczność kuleje, zawsze.
z najważniejszych to wakacje.
Hiszpania & Sónar, najlepiej. Madryt i wino, Barcelona i nutki. tyle dobrej muzyki w jednym miejscu nie miałam nigdy. serio.
jednodniowe intensywne zwiedzanie Madrytu. pic są, nie inaczej.


do you?

były totalnie przepyszne! <3






madrytowe uliczki ładne, choć Barcelona bardziej zachwyca pod tym względem


a po Madrycie kierunek Barcelona. zaczęło się Gold Pandą, a później było jeszcze lepiej. 3 dni prawie niespania (ej serio, w samochodzie/na plaży, LOL) warto raz w życiu sobie tak pobyć. inaczej. spontanicznie.
Prysznice plażowe <3
za rok też planujemy, tyle że dla odmiany Primavera, ale z zakwaterowaniem, te udogodnienia czasem się przydają, haha.
trochę sobie pogorszyłam prawe kolano, ale ale warto, przynajmniej ogarnęłam do końca Skream, a to już prawie koniec Sónara, więc no. do tego odkryłam kilka naprawdę dobrych rzeczy, zasłuchuję się teraz na zamianę z telenowelami które oglądam (ej wiem, nie powinnam, ale hmmmm... mam dziwny okres obecnie)
no i te wszystkie cuda technologiczno-muzyczne, najlepsza wszechświatowakonsola do dj itp., bardzo pozytywnie.
po muzycznych miłościach zostałam żeby pozwiedzać Barcelonę, nie było to dobre dla kolana, ale być i nie zobaczyć to tak trochę słabo. Market na La Rambli & najlepsze czereśnie ever.
wspominałam, że owoce tam mają normalne ceny, nie to co tu?
trochę Gaudiego, za to muzea były zamknięte.
ah tak, jeszcze Magic Fountain, siedziałam, myślałam, płynęłam.
ładnie.
zdjęcia są, ale... robione aparatem jednorazowym, do wywołania.
za dużo czasu.

niby takie sprawozdanie wyszło. zawsze tak jest jak piszę późno. zapominam, słowa giną.
pomimo tego, że wróciłam bardziej zmęczona niż wypoczęta, radość.
bo przecież do szczęścia tak mało potrzebne. każdemu. tylko nie wszyscy zdają sobie sprawę.

w czerwcu zaliczyłam jeszcze Jezioro Łabędzie, bardzo ładne to, mimo że prawie z ostatniego rzędu. 
ze złych rzeczy znowu straty, ktoś ukradł telefon.
naprawdę. mój stary, po przejściowy telefon. ludzie zawsze zaskoczą.
zawsze.

jako że dziś nie będzie o moich planach, bo ciężko pisać o czymś czego się samemu nie ogarnia, to na koniec zarzucę bardzo lubianymi zdjęciami, z jednej z ekspozycji, którą niedawno odwiedziłam z Martą.




tylko my potrafimy czekać w kolejce razy 3 żeby mieć dobre pisc, haha








uwielbiam je, tak samo jak i Dalston <3
jeszcze dwa w ramach zachwycania sobą i koniec, bo ileż można, nie?








zbliżając się ku końcowi tego chaosu, krótka wzmianka o wizycie Matiego, bo było mi dobrze. zazdjęciowałam również.



tyle, tyle.
branoc.



Xav, zawsze miłością więc i nutki filmowe <3


1 komentarz:

  1. Dolan <3, Gaudiego oczywiście zazdroszczę! Sciskam Jul:*

    OdpowiedzUsuń